Przejdź do głównej zawartości

Odnowa pisarstwa

 

-   Mówisz prawdę - ciągnął faraon - niesłusznie was posądzałem o uprzedzenie do mnie...

Ale chcę to naprawić, więc będę z wami szczerym...

-  Niech bogowie błogosławią waszą świątobliwość!... - rzekł Herhor.

-   Będę szczerym. Boski ojciec mój, skutkiem wieku, choroby, a może i zajęć kapłańskich, nie mógł tyle sił i czasu poświęcać sprawom państwa, ile ja mogę. Ja jestem młody, zdrów, wolny, więc chcę i będę rządził sam. Jak wódz musi prowadzić swoją armię na własną odpo- wiedzialność i według własnego planu, tak ja będę kierował państwem. Oto jest moja wyraź- na wola i od tego nie odstąpię.

Ale rozumiem, że choćbym był najdoświadczeńszy, nie obejdę się bez wiernych sług i mą- drych doradców. I dlatego będę niekiedy zapytywał was o opinie w rozmaitych sprawach...

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

 

Strony

Wpisy

Strony

Wpisy

Strony

-  Po toż jesteśmy najwyższą radą przy tronie waszej świątobliwości - wtrącił Herhor.

-   Owszem - mówił wciąż ożywiony faraon - będę korzystał z waszych usług, nawet od tej chwili, zaraz...

-  Rozkazuj, panie - rzekł Herhor.

-   Chcę poprawić byt ludu egipskiego. Ale ponieważ w podobnych sprawach zbyt szybkie działanie może tylko przynieść szkody, więc na początek ofiaruję im rzecz drobną: po sześciu dniach pracy - siódmy dzień odpoczynku...

-   Tak było przez ciąg panowania ośmnastu dynastii... Prawo to jest stare jak sam Egipt - odezwał się Pentuer.

-  Odpoczynek co siódmy dzień da pięćdziesiąt dni rocznie na każdego robotnika, czyli jego panu ujmie pięćdziesiąt drachm. A na milionie robotników państwo straci z dziesięć tysięcy talentów rocznie... - rzekł Mefres. - Myśmy to już rachowali w świątyniach!.. - dodał.

-   Tak jest - żywo odparł Pentuer - straty będą, ale tylko w pierwszym roku. Bo gdy lud wzmocni swoje siły wypoczynkami, w następnych latach odrobi wszystko z przewyżką...

-   Prawdę mówisz - odpowiedział Mefres - w każdym jednak razie trzeba mieć dziesięć ty- sięcy talentów na ów pierwszy rok. Ja zaś myślę, że i dwadzieścia tysięcy talentów nie zawa- dziłoby.

-   Masz słuszność, dostojny Mefresie - zabrał głos faraon. - Przy zmianach, jakie chcę za- prowadzić w moim państwie, dwadzieścia, a nawet trzydzieści tysięcy talentów nie będzie sumą zbyt wielką.

Dlatego - dodał szybko - od was, święci mężowie, będę potrzebował pomocy...

-   Każdy zamiar waszej świątobliwości gotowi jesteśmy popierać modłami i procesjami - rzekł Mefres.

-   Owszem, módlcie się i zachęcajcie do tego naród. Ale prócz tego dajcie państwu trzy- dzieści tysięcy talentów - odpowiedział faraon.

Arcykapłani milczeli. Pan chwilę czekał, w końcu zwrócił się do Herhora:

-  Milczysz, wasza dostojność?

-   Sam powiedziałeś, władco nasz, że skarb nie ma funduszu nawet na pogrzeb Ozirisa- Mer-amen-Ramzesa. Nie mogę więc nawet odgadnąć: skąd wzięlibyśmy trzydzieści tysięcy talentów?...

-  A skarbiec Labiryntu?...

-   To są skarby bogów, które można by naruszyć tylko w chwili największej potrzeby pań- stwa - odparł Mefres.

Ramzes XIII zakipiał gniewem.

-  Jeżeli nie chłopi - zawołał uderzając pięścią w poręcz - więc ja potrzebuję tej sumy!...

-   Wasza świątobliwość - odparł Mefres - może w ciągu roku zyskać więcej niż trzydzieści tysięcy talentów, a Egipt dwa razy tyle...


-  Jakim sposobem?...

-  Bardzo prostym - mówił Mefres. - Każ, władco, wypędzić z państwa Fenicjan...

Zdawało się, że pan rzuci się na zuchwałego arcykapłana: zbladł, drżały mu usta i oczy wyszły z orbit. Lecz w jednej chwili pohamował się i rzekł na podziw spokojnym tonem:

No, dosyć... Jeżeli tylko takich rad potraficie mi udzielać, obejdę się bez nich... Przecież Fenicjanie mają nasze podpisy, że im wiernie spłacimy zaciągnięte długi!... Czy nie przyszło ci to na myśl, Mefresie?...

-  Daruj, wasza świątobliwość, ale w tej chwili zajmowały mnie inne myśli. Twoi przodko- wie, panie, nie na papirusach, ale na brązie i kamieniach rzeźbili, że dary, złożone przez nich bogom i świątyniom, należą i wiecznie będą należały do bogów i do świątyń.

-  I do was - rzekł szyderczo faraon.

-  O tyle do nas - odparł zuchwały arcykapłan - o ile państwo należy do ciebie, władco. Pil- nujemy tych skarbów i pomnażamy je, ale trwonić ich - nie mamy prawa...

Dyszący gniewem pan opuścił zebranie i poszedł do swego gabinetu. Jego położenie przedstawiło mu się okrutnie jasno.

O nienawiści kapłanów do siebie już nie wątpił. To byli ci sami oszołomieni pychą dostoj- nicy, którzy w roku zeszłym nie dali mu korpusu Menfi i dopiero zrobili go namiestnikiem, gdy zdawało im się, że spełnił akt pokory usuwając się z pałacu. Ci sami, którzy kontrolowali każdy jego ruch, składali o nim raporty, ale jemu, następcy tronu, nie powiedzieli nawet o traktacie z Asyrią. Ci sami, co oszukiwali go w świątyni Hator, a nad Sodowymi Jeziorami wymordowali jeńców, którym on przyobiecał łaskę.

Faraon przypomniał sobie ukłony Herhora, spojrzenia Mefresa i ton głosu obydwu. Spod pozorów uprzejmości co chwilę wynurzała się ich duma i lekceważenie jego. On potrzebuje pieniędzy, a oni obiecują mu modlitwy, ba!... ośmielają się mówić, że nie jest wyłącznym władcą Egiptu.

Młody pan mimo woli uśmiechnął się; przyszły mu bowiem na myśl wynajęte pastuchy, którzy właścicielowi trzody mówią, że on nie ma prawa robić z nią tego, co chce!...

Lecz obok strony śmiesznej była tu strona groźna. W skarbie znajdowało się może tysiąc talentów, które według dotychczasowej normy wydatków mogły starczyć na siedm do dzie- sięciu dni. A co potem?... Jak zachowają się urzędnicy, służba, a przede wszystkim - wojsko nie tylko nie pobierające żołdu, ale wprost głodne?...

Arcykapłani znali to położenie faraona, a jeżeli nie śpieszą mu z pomocą, więc chcą go zgubić... I to zgubić w ciągu kilku dni, nawet przed pogrzebem ojca.

Ramzes przypomniał sobie pewien wypadek z dzieciństwa.

Był w szkole kapłańskiej, kiedy na święto bogini Mut, między innymi zabawami, sprowa- dzono najsławniejszego w Egipcie błazna.

Artysta ten udawał nieszczęśliwego bohatera. Gdy rozkazywał - nie słuchano go, na jego gniewy odpowiadano śmiechem; a gdy dla ukarania szyderców schwycił za topór, topór zła- mał mu się w rękach.

W końcu wypuszczono na niego lwa, a gdy bezbronny bohater zaczął uciekać, okazało się, że nie goni go lew, ale świnia w lwiej skórze.

Uczniowie i nauczyciele śmieli się do łez z tych przygód; ale mały książę siedział posępny: jemu żal było człowieka, który rwał się do rzeczy wielkich, lecz padał okryty szyderstwem.

Scena ta i uczucia, jakich doznał podówczas, dziś odżyły w pamięci faraona.

„Takim chcą mnie zrobić!...” - rzekł do siebie.

Ogarnęła go rozpacz, bo uczuł, że jednocześnie z wydaniem ostatniego talentu skończy się jego władza, a razem z nią i życie.

Tu jednak nastąpił nagły zwrot. Pan stanął na środku komnaty i rozmyślał.


„Co mnie może spotkać?... Tylko śmierć... Odejdę do moich sławnych przodków, do Ramzesa Wielkiego... A im przecież nie mogę powiedzieć, żem zginął nie broniąc się... Po nieszczęściach życia ziemskiego spotkałaby mnie hańba wiekuista...”

Jak to, on, zwycięzca znad Sodowych Jezior, miałby ustąpić przed garścią obłudników, z którymi jeden azjatycki pułk nie miałby wielkiego zajęcia?... Więc dlatego, że Mefres i Herhor chcą rządzić Egiptem i faraonem, jego wojska mają cierpieć głód, a milion chłopów nie otrzymać łaski odpoczynku?...

Alboż nie jego przodkowie powznosili te świątynie?... Alboż nie oni wypełnili je łupa- mi?... A kto wygrywał bitwy: kapłani czy żołnierze?... Więc kto ma prawo do skarbów: ka- płani czy faraon i jego armia?

Młody pan wzruszył ramionami i wezwał do siebie Tutmozisa. Mimo późnej nocy królew- ski ulubieniec zjawił się natychmiast.

-  Czy wiesz? - rzekł faraon - kapłani odmówili mi pożyczki, pomimo że skarb jest pusty. Tutmozis wyprostował się.

-  Każesz, wasza świątobliwość, zaprowadzić ich do więzienia?... - odparł.

-  Zrobiłbyś to?...

-  Nie ma w Egipcie oficera, który zawahałby się spełnić rozkaz naszego pana i wodza.

-   W takim razie... - mówił powoli faraon - w takim razie... nie trzeba więzić nikogo. Za wiele mam potęgi dla siebie, a pogardy dla nich. Padliny, którą człowiek spotkał na gościńcu, nie zamyka w okutej skrzyni, tylko ją obchodzi.

-  Ale hienę sadza się do klatki - szepnął Tutmozis.

-  Jeszcze za wcześnie - odparł Ramzes. - Muszę być łaskawym dla tych ludzi przynajmniej do pogrzebu ojca mego. Gdyż inaczej gotowi jego czcigodnej mumii zrobić jakie łotrostwo i zakłócić spokój duszy... A teraz - pójdź jutro do Hirama i powiedz, ażeby przysłał mi tego kapłana, o którym mówiliśmy.

-   Tak się stanie. Muszę jednak wspomnieć waszej świątobliwości, że dzisiaj lud napadał domy memfijskich Fenicjan...

-  Oho?... To było niepotrzebne.

-   Zdaje mi się też - ciągnął Tutmozis - że od czasu kiedy wasza świątobliwość kazałeś Pentuerowi zbadać położenie chłopów i robotników, kapłani podburzają nomarchów i szlachtę... Mówią, panie, że chcesz zrujnować szlachtę dla chłopów...

-  I szlachta wierzy temu?...

-  Są tacy, którzy wierzą. Ale są i tacy, którzy wręcz odpowiadają, że to jest intryga kapłań- ska przeciw waszej świątobliwości.

-  A gdybym naprawdę chciał poprawić dolę chłopów?... - spytał faraon.

-  Uczynisz, panie, to, co ci się podoba - odparł Tutmozis.

-  O, taką odpowiedź rozumiem! - zawołał wesoło Ramzes XIII. - Bądź spokojny i powiedz szlachcie, że nie tylko nic nie stracą spełniając moje rozkazy, ale jeszcze byt ich i znaczenie poprawi się. Bogactwa Egiptu muszą nareszcie być wydarte z rąk niegodnych, a oddane wier- nym sługom.

Faraon pożegnał ulubieńca i zadowolony udał się na spoczynek. Jego chwilowa desperacja wydawała mu się teraz rzeczą godną śmiechu.

Nazajutrz, około południa, zameldowano jego świątobliwości, że przyszła deputacja fenic- kich kupców.

-  Czy może chcą skarżyć się za napad na ich domy?... - spytał faraon.

-  Nie - odparł adiutant - chcą złożyć hołd.

Istotnie kilkunastu Fenicjan, pod przewodnictwem Rabsuna, przyszli z darami. Gdy pan ukazał im się, upadli na ziemię, po czym Rabsun oświadczył, że starym obyczajem ośmielają się złożyć nikczemną ofiarę u stóp władcy, który im daje życia, a ich majątkom bezpieczeń- stwo.


Po czym składali na stołach złote misy, łańcuchy i puchary napełnione klejnotami. Zaś Rabsun położył na stopniach tronu tacę z papirusem, gdzie Fenicjanie zobowiązali się dać dla wojska wszelkich rzeczy potrzebnych za dwa tysiące talentów.

Był to dar zacny: wszystko bowiem, co ofiarowali Fenicjanie, przedstawiało sumę trzech tysięcy talentów.

Pan odpowiedział wiernym kupcom bardzo łaskawie, obiecując im swoją opiekę. Poże- gnali go uszczęśliwieni.

Ramzes XIII odetchnął: bankructwo skarbu, a więc i konieczność użycia gwałtownych środków przeciw kapłanom odsunęła się na dalsze dziesięć dni.

Wieczorem, znowu pod opieką Tutmozisa, stanął w gabinecie jego świątobliwości dostoj- ny Hiram. Tym razem nie skarżył się na zmęczenie, ale upadł na twarz i jękliwym głosem przeklinał głupiego Dagona.

-  Dowiedziałem się - mówił - że ten parch śmiał przypominać waszej świątobliwości naszą umowę o kanał do Morza Czerwonego... Niech on zmarnieje!... niech jego trąd stoczy!... niech jego dzieci zostaną świnopasami, a wnuki Żydami...

Ty zaś, władco, tylko rozkazuj, a ile ma bogactw Fenicja, wszystkie złoży u stóp twoich bez żadnego kwitu i traktatu... Czy to my Asyryjczycy albo... kapłani - dodał szeptem - ażeby nie wystarczało nam jedno słowo tak potężnego mocarza?...

-  A gdybym ja, Hiramie, naprawdę zażądał wielkiej sumy? - spytał faraon.

-  Jakiej?...

-  Na przykład... Trzydziestu tysięcy talentów...

-  Czy natychmiast?

-  Nie, w ciągu roku.

-  Będzie ją miał wasza świątobliwość - odpowiedział bez namysłu Hiram. Pan zdumiał się tej hojności.

-  No, ale muszę wam dać zastaw...

-  To tylko dla formy - odparł Fenicjanin - da nam wasza świątobliwość na zastaw kopalnie, ażeby nie obudzić podejrzeń kapłanów... Gdyby nie to, Fenicja cała odda się wam bez zasta- wów i kwitów...

-  A kanał?... Czy mam zaraz traktat podpisać? - spytał faraon.

-  Wcale nie. Wasza świątobliwość zawrze z nami traktat, kiedy sam zechce...

Ramzesowi zdawało się, że jest podniesiony w górę. W tej chwili dopiero poznał słodycz królewskiej władzy, i to - dzięki Fenicjanom!

-   Hiramie! - rzekł, już nie panując nad sobą. - Dziś daję wam, Fenicjanom, pozwolenie na budowę kanału, który połączy Morze Śródziemne z Czerwonym...

Starzec upadł do nóg faraona.

-  Jesteś największym królem, jakiego widziano na ziemi! - zawołał.

-   Do czasu nie wolno ci mówić o tym nikomu, bo wrogowie mojej sławy czuwają. Abyś jednak miał pewność, daję ci ten oto mój pierścień królewski...

Zdjął z palca pierścień ozdobiony czarodziejskim kamieniem, na którym było wyryte imię Horusa, i włożył go na palec Fenicjaninowi.

-  Majątek całej Fenicji jest na twoje rozkazy! - powtarzał głęboko wzruszony Hiram. - Do- konasz, panie, dzieła, które będzie ogłaszało imię twoje, dopóki nie zagaśnie słońce...

Faraon uścisnął jego siwą głowę i kazał mu usiąść.

-   A więc jesteśmy sprzymierzeńcami - rzekł po chwili pan - i mam nadzieję, że wyniknie stąd pomyślność dla Egiptu i dla Fenicji...

-  Dla całego świata! - wtrącił Hiram.

-  Powiedz mi jednak, książę, skąd masz taką ufność we mnie?...

-  Znam szlachetny charakter waszej świątobliwości. Gdybyś, władco, nie był faraonem, po kilku latach zostałbyś najznakomitszym kupcem fenickim i naczelnikiem naszej rady...


-   Przypuśćmy - odparł Ramzes. - Ależ ja, aby dotrzymać wam obietnic, muszę pierwej zgnieść kapłanów. Jest to walka, a skutek walki niepewny...

Hiram uśmiechnął się.

-   Panie - rzekł - gdybyśmy byli tak nikczemni, żebyśmy cię opuścili dzisiaj, kiedy twój skarb jest pusty, a nieprzyjaciele hardzi, przegrałbyś walkę. Bo człowiek pozbawiony środ- ków łatwo traci odwagę, a od ubogiego króla odwraca się jego armia i poddani, i dygnitarze... Ale jeżeli ty, panie, masz nasze złoto i naszych agentów, a swoje wojsko i jenerałów, to z kapłanami tyle będziesz miał kłopotu, ile słoń ze skorpionem. Ledwie postawisz nogę na nich, i już będą rozmiażdżeni... Wreszcie to nie moja rzecz. W ogrodzie czeka arcykapłan Samentu, któremu wasza świątobliwość kazałeś przyjść. Ja się usuwam; teraz jego pora... Ale od do- starczenia pieniędzy to ja się nie usuwam i do wysokości trzydziestu tysięcy talentów niech

wasza świątobliwość rozkazuje...

Hiram znowu upadł na twarz i wyszedł obiecując, że natychmiast przyszle Samentu.

W pół godziny zjawił się arcykapłan. Nie golił on rudej brody i kudłatych włosów, jak przystało na czciciela Seta; twarz miał surową, ale oczy pełne mądrości. Ukłonił się bez zbyt- niej pokory i spokojnie wytrzymał sięgające do głębi duszy spojrzenie faraona.

-  Siądź - rzekł pan.

Arcykapłan usiadł na posadzce.

-   Podobasz mi się - mówił Ramzes. - Masz postawę i fizjognomię Hyksosa, a oni są naj- waleczniejszymi żołnierzami mojej armii.

Potem nagle zapytał:

-  Ty powiedziałeś Hiramowi o traktacie naszych kapłanów z Asyryjczykami?...

-  Ja - odparł Samentu nie spuszczając oka.

-  Byłeś uczestnikiem tej niegodziwości?

-   Nie. Podsłuchałem tą umowę... W świątyniach, jak w pałacach waszej świątobliwości, mury są podziurawione kanałami, za pośrednictwem których nawet ze szczytu pylonów moż- na słyszeć: co mówi się w podziemiach...

-   A z podziemiów można przemawiać do osób mieszkających w górnych komnatach?... - wtrącił faraon.

-  I udawać rady bogów - dodał poważnie kapłan.

Faraon uśmiechnął się. Więc przypuszczenie, że to nie duch ojca przemawiał do niego i do matki, tylko kapłani - było prawdziwe!

-  Dlaczego powierzyłeś Fenicjanom wielką tajemnicę państwa? - zapytał Ramzes.

-  Bo chciałem zapobiec haniebnemu traktatowi, który szkodzi zarówno nam, jak i Fenicji.

-  Mogłeś ostrzec kogo z dostojnych Egipcjan...

-   Kogo?.. - zapytał kapłan. - Czy takich, którzy wobec Herhora byli bezsilni, czy takich, którzy by mnie oskarżyli przed nim i narazili na śmierć w męczarniach?... Powiedziałem Hi- ramowi, bo on stykał się z naszymi dostojnikami, których ja nie widuję nigdy.

-  A dlaczego Herhor i Mefres zawarli podobną umowę? - badał faraon.

-  Są to, moim zdaniem, ludzie słabej głowy, których nastraszył Beroes, wielki kapłan chal- dejski. Powiedział im, że nad Egiptem przez dziesięć lat będą srożyły się złe losy i że gdyby- śmy w ciągu tego czasu rozpoczęli wojnę z Asyrią, zostalibyśmy pobici.

-  I oni uwierzyli temu?

-  Podobno Beroes pokazywał im cuda... Nawet wzniósł się nad ziemię... Niewątpliwie jest to rzecz dziwna; ale ja nigdy nie zrozumiem: dlaczego mielibyśmy za to stracić Fenicję, że Beroes umie latać nad ziemią?

-  Więc i ty nie wierzysz w cuda?...

-   Jak w jakie - odparł Samentu. - Zdaje się, że Beroes naprawdę wykonywa rzeczy nie- zwykłe, ale - nasi kapłani tylko oszukują, zarówno lud, jak i władców.

-  Nienawidzisz kapłańskiego stanu?


Samentu rozłożył ręce.

-   Oni mnie także nie cierpią, a co gorsze, poniewierają mną niby z tej racji, że służę Seto- wi. Tymczasem co mi to za bogowie, którym za pomocą sznurków trzeba poruszać głowę i ręce?... Albo co mi to za kapłani, którzy udając pobożnych i powściągliwych mają po dziesięć kobiet, wydatkują po kilkanaście talentów rocznie, kradną ofiary składane na ołtarzach i są mało co mędrsi od uczniów wyższej szkoły?

-  Ale ty bierzesz datki od Fenicjan?

-  Od kogóż mam brać? Jedni Fenicjanie naprawdę czczą Seta i boją się, aby nie zatapiał im okrętów. U nas zaś szanują go tylko biedacy. Gdybym poprzestawał na ich ofiarach, umarł- bym z głodu - ja i moje dzieci.

Faraon pomyślał, że jednak ten kapłan nie jest złym człowiekiem, choć zdradza tajemnice świątyń. A przy tym wydaje się być mądry i mówi prawdę.

-    Słyszałeś co - spytał znowu pan - o kanale, który ma połączyć Morze Śródziemne z Czerwonym?

-  Znam tą sprawę. Już od kilkuset lat nasi inżynierowie obrobili ten projekt.

-  A dlaczego nie wykonano go dotychczas?

-   Gdyż kapłani boją się, aby nie napłynęły do Egiptu ludy obce, które mogłyby podkopać naszą religię, a wraz z nią ich dochody.

-  A czy prawda jest, co mówił Hiram o ludach mieszkających na dalekim wschodzie?

-   Najzupełniejsza. Od dawna wiemy o nich i nie ma dziesiątka lat, ażebyśmy z tamtych krajów nie otrzymali jakiegoś klejnotu, rysunku czy wyrobu.

Faraon znowu zamyślił się i nagle spytał:

-  Będziesz mi wiernie służył, gdy zrobię cię moim doradcą?...

-  Służyć będę waszej świątobliwości na życie i śmierć. Ale... gdybym został doradcą tronu, oburzyliby się kapłani, którzy mnie nienawidzą.

-  Nie sądzisz, że można ich obalić?...

-  I bardzo łatwo! - odparł Samentu.

-  Jakiż byłby twój plan, gdybym musiał pozbyć się ich?

-  Należałoby opanować skarbiec Labiryntu - wykładał kapłan.

-  Trafiłbyś do niego?

-  Mam już wiele wskazówek, resztę - znajdę, bo wiem, gdzie szukać.

-  Cóż dalej? - pytał faraon.

-   Należałoby wytoczyć Herhorowi i Mefresowi proces o zdradę państwa za tajemne sto- sunki z Asyrią...

-  A dowody?...

-  Znajdziemy je przy pomocy Fenicjan - odparł kapłan.

-  Czy nie wynikłyby stąd jakie niebezpieczeństwa dla Egiptu?

-  Żadnych. Czterysta lat temu faraon Amenhotep IV obalił władzę kapłanów ustanowiwszy wiarę w jednego tylko bożka Re Harmachis. Rozumie się, że przy tej sposobności zabrał skarby ze świątyń innych bogów... Otóż wówczas ani lud, ani wojsko, ani szlachta nie ujęli się za kapłanami... Cóż dopiero dziś, gdy dawna wiara bardzo osłabła!...

-  Kto to pomagał Amenhotepowi? - zapytał faraon.

-  Prosty kapłan Ey.

-  Ale który po śmierci Amenhotepa IV został dziedzicem jego tronu - rzekł Ramzes, bystro patrząc w oczy kapłanowi.

Lecz Samentu odpowiedział spokojnie:

-  Wypadek ten dowodzi, że Amenhotep był niedołężnym władcą, który więcej dbał o cześć Re aniżeli o państwo.

-  Zaprawdę, jesteś prawdziwym mędrcem!... - rzekł Ramzes.

-  Do usług waszej świątobliwości.


-  Mianuję cię moim doradcą - mówił faraon. - No, ale w takim razie nie możesz odwiedzać mnie po kryjomu, tylko zamieszkasz u mnie...

-   Wybacz, panie, ale dopóki członkowie najwyższej rady nie osiądą w więzieniu za uma- wianie się z nieprzyjaciółmi państwa, moja obecność w pałacu przyniesie więcej szkody ani- żeli dobrego...

Będę więc służył i radził waszej świątobliwości, ale - potajemnie...

-  I znajdziesz drogę do skarbca w Labiryncie?

-  Mam nadzieję, że nim wrócisz, panie, z Tebów, uda mi się ta sprawa.

A gdy przeniesiemy skarb do waszego pałacu, gdy sąd potępi Herhora i Mefresa, których wasza świątobliwość może potem ułaskawić, wówczas za waszym pozwoleniem wystąpię jawnie... I przestanę być kapłanem Seta który tylko ludzi odstrasza ode mnie...

-  I myślisz, że wszystko dobrze pójdzie?...

-    Życie stawiam!... - zawołał kapłan. - Lud kocha waszą świątobliwość, więc łatwo go podburzyć przeciw zdradzieckim dostojnikom... Wojsko jest wam posłuszne jak żadnemu z faraonów od czasu Ramzesa Wielkiego... Więc któż się oprze?... A w dodatku wasza świąto- bliwość ma za sobą Fenicjan i pieniądze, największą siłę na świecie!...

Gdy Samentu żegnał faraona, pan zezwolił mu ucałować swoje nogi i darował ciężki złoty łańcuch tudzież bransoletę ozdobioną szafirami.

Nie każdy dostojnik zdobywał podobne łaski w ciągu całych lat służby. Odwiedziny i obietnice Samentu nową otuchą napełniły serce faraona.

Gdybyż udało się pozyskać skarb Labiryntu!... Za drobną jego część można by uwolnić szlachtę od fenickich długów, poprawić dolę chłopów i wykupić zastawione majątki dwor- skie.

A jakimi budowlami wzbogaciłoby się państwo...

Tak, fundusze Labiryntu mogły usunąć wszystkie kłopoty faraona. Bo i cóż z tego, że Fe- nicjanie ofiarowują mu wielką pożyczkę? Pożyczkę trzeba kiedyś spłacić wraz z procentami i prędzej czy później oddać w zastaw resztę królewskich majątków. Było to więc tylko odsu- nięciem ruiny, ale nie zapobieżeniem jej.


ROZDZIAŁ SIÓDMY

W połowie miesiąca Famenut (styczeń) zaczęła się wiosna. Cały Egipt zielenił się wscho- dzącą pszenicą, na czarnych zaś płatach ziemi snuły się gromady chłopów siejących łubin, bób, fasolę i jęczmień. W powietrzu unosił się zapach pomarańczowego kwiatu. Woda bardzo opadła i co dzień odsłaniała nowe kawałki gruntów.

Przygotowania do pogrzebu Oziris-Mer-amen-Ramzesa były ukończone.

Czcigodna mumia króla była już zamknięta w białym pudle, którego górna część dosko- nale odtwarzała rysy nieboszczyka. Faraon zdawał się patrzeć emaliowymi oczyma, a boska twarz wyrażała smutek łagodny, nie za światem, który opuścił, lecz nad ludźmi jeszcze ska- zanymi na utrapienia doczesnego żywota.

Na głowie wizerunek faraona miał czepiec egipski w białe i szafirowe pasy, na szyi sznury klejnotów, na piersiach obraz człowieka klęczącego z rozkrzyżowanymi rękoma, na nogach wizerunki bożków, świętych ptaków i oczu nie osadzonych w żadnej twarzy, lecz jakby wy- glądających z przestrzeni.

Tak opakowane zwłoki króla spoczywały na kosztownym łożu, w małej cedrowej kaplicy, której ściany były pokryte napisami opiewającymi żywot i czyny zmarłego. Nad zwłokami unosił się cudowny jastrząb z ludzką głową, a przy łożu, dniem i nocą, czuwał kapłan prze- brany za Anubisa, bożka pogrzebu, z głową szakala.

Komentarze

  1. After looking over a number of blog posts on your website, I really like your technique of writing a blog. I bookmarked it to my favorite webpage list and will be checking back in the near future. See this also: Micro Center Black Friday Coupon

    OdpowiedzUsuń
  2. Nice and interesting post, I appreciate your hard work, keep uploading more, Thank you for sharing valuable information. Also Check stamp collectors near me 

    OdpowiedzUsuń
  3. Thanks for refreshing us with gladsomely article to the viewer’s whose aim are to learn how to do exploit in blog building. Click uniben post utme past question

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zmierzch pisarstwa

  -    pogrzebowa płaczka. Fenicjanin jeszcze raz uderzył czołem w posadzkę i spytał: -    Czy dostojny Hiram nie mógłby zaraz tu przyjść?... Prawda, że już późno... Ale on tak boi się kapłanów, że wolałby o nocnej porze złożyć hołd waszej świątobliwości... Faraon przygryzł usta, ale zgodził się na ten projekt. Wysłał nawet z bankierem Tutmozisa, aby ten przyprowadził Hirama do pałacu tajemnymi wejściami. Wpisy Free GOG Game Sang Froid Free GOG Game Giveaway Jotun Free GOG Game Giveaway CAYNE Free GOG Game Flight of the Amazon Queen Free GOG Game Ultima 4 Steam Game DHL Free Key Giveaway Septerra Core Giveaway GOG Game Beneath a Steel Sky Homefront Steam Game Free Key humblebundle Giveaway Knightshift Steam Game DHL Free Key Giveaway Giveaway Steam Game Free Key Total War Warhammer Free Origin Game Mass Effect 2 Giveaway Free Origin Game Syberia II Giveaway GOG Game Oddworld Free Giveaway Steam Game Free Key humblebundle Layers of Fear + Soundtrack Free GOG Game Worlds of

Swit pisarstwa

 - Nie czyniłem złego. - Jako zwierzchnik, nie nakazywałem moim podwładnym pracować ponad siły. - Nikt z mojej winy nie stał się lękliwym, ubogim, cierpiącym ani nieszczęśliwym. - Nie czyniłem nic takiego, czym by po- gardzali bogowie. - Nie dręczyłem niewolnika. - Nie morzyłem go głodem. - Nie wyciskałem mu łez. - Nie zabiłem. - Nie kazałem zabijać zdradziecko. - Nie kłamałem. - Nie rabowałem majątku świątyń. - Nie zmniejszałem dochodów poświęconych bogom. - Nie zabierałem chleba ani opasek mumiom. - Nie popełniłem grzechu z kapłanem mego okręgu. - Nie zabie- rałem mu ani zmniejszałem majętności. - Nie używałem fałszywej wagi. - Nie oderwałem niemowlęcia od piersi jego karmicielki. - Nie dopuszczałem się bestialstwa. - Nie chwytałem w sieci ptaków poświęconych bogom. - Nie szkodziłem przyborowi wody. - Nie odwracałem biegu kanałów. - Nie gasiłem ognia w porze niewłaściwej. - Nie okradałem bogów z ofiar, które wybrali. - Jestem czysty... Jestem czysty... Jestem czysty.” *********