- Nie czyniłem złego. - Jako zwierzchnik, nie nakazywałem moim podwładnym pracować ponad siły. - Nikt z mojej winy nie stał się lękliwym, ubogim, cierpiącym ani nieszczęśliwym. - Nie czyniłem nic takiego, czym by po- gardzali bogowie. - Nie dręczyłem niewolnika. - Nie morzyłem go głodem. - Nie wyciskałem mu łez. - Nie zabiłem. - Nie kazałem zabijać zdradziecko. - Nie kłamałem. - Nie rabowałem majątku świątyń. - Nie zmniejszałem dochodów poświęconych bogom. - Nie zabierałem chleba ani opasek mumiom. - Nie popełniłem grzechu z kapłanem mego okręgu. - Nie zabie- rałem mu ani zmniejszałem majętności. - Nie używałem fałszywej wagi. - Nie oderwałem niemowlęcia od piersi jego karmicielki. - Nie dopuszczałem się bestialstwa. - Nie chwytałem w sieci ptaków poświęconych bogom. - Nie szkodziłem przyborowi wody. - Nie odwracałem biegu kanałów. - Nie gasiłem ognia w porze niewłaściwej. - Nie okradałem bogów z ofiar, które wybrali. - Jestem czysty... Jestem czysty... Jestem czysty.” *********
Gdy nieboszczyk już umiał,
dzięki Księdze Zmarłych, radzić sobie w krainie wiekuistej, a przede wszystkim
- gdy wiedział, jak usprawiedliwić się przed sądem czterdziestu dwu bo- gów,
wówczas kapłani zaopatrywali go jeszcze w przedmowę do tej księgi i - ustnie
tłoma- czyli mu jej niezmierną doniosłość.
W tym celu balsamiści
otaczający świeżą mumię faraona odsuwali się, a przychodził arcy- kapłan tej
dzielnicy i szeptał zmarłemu do ucha:
-
„Wiedz o tym, że posiadając tę księgę będziesz należał do żyjących i
pozyskasz wielkie znaczenie między bogami. Wiedz o tym, że dzięki jej nikt nie
ośmieli się sprzeciwiać tobie. Sami bogowie zbliżą
się do ciebie i uściskają cię, albowiem - będziesz należał
do ich grona.
Wiedz o tym, że ta księga da
ci poznać: co było na początku. Żaden człowiek jej nie głosił, żadne oko nie
widziało, żadne ucho nie słyszało jej. Księga ta jest samą prawdą, ale nikt
nig- dy jej nie znał. Niechże ona będzie widzianą tylko przez ciebie i tego,
który cię w nią zaopa- trzył. Nie rób do niej komentarzy, jakie mogłaby ci
nasunąć twoja pamięć albo wyobraźnia. Pisze się ona całkowicie w sali, gdzie
balsamują zmarłych. Jest to wielka tajemnica, której nie zna żaden pospolity
człowiek, żaden w świecie.
Książka ta będzie twym pokarmem
w niższej krainie duchów, dostarczy twej duszy środ- ków pobytu na ziemi, da
jej życie wieczne i sprawi, że nikt nie będzie miał władzy nad tobą.”
**********
Zwłoki królewskie ubrano w
kosztowne szaty, w złotą maskę na twarz, w pierścienie i bransolety na rękach,
które złożono na krzyż. Pod głowę dano mu z kości słoniowej podpór- kę, na
jakiej zwykli byli sypiać Egipcjanie. Wreszcie zamknięto ciało w trzech
trumnach: pa- pierowej, okrytej napisami, cedrowej złoconej i - marmurowej.
Kształt dwu pierwszych od- powiadał dokładnie formie ciała zmarłego; nawet
rzeźbiona twarz była podobna, tylko uśmiechnięta.
Po trzech miesiącach pobytu w
dzielnicy zmarłych mumia faraona była gotowa do uroczy- stego pogrzebu. Więc -
odniesiono ją na powrót do królewskiego pałacu.
*
Hymn autentyczny.
**
Autentyczne.
***
Autentyczne.
****
Hymn autentyczny.
*****
Maspero.
******
Autentyczne.
*******
Autentyczne.
********
Księga Zmarłych.
********* Rozdział 75 Księgi Zmarłych. Jest to jeden z
najwznioślejszych dokumentów, jakie
zostawiła starożytność.
********** Księga Zmarłych. Rozdz. 148.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Przez siedmdziesiąt dni w ciągu
których czcigodne zwłoki mokły w wodzie nasyconej so- dą, Egipt obchodził żałobę.
Świątynie były zamknięte, nie
odprawiano procesji. Wszelka muzyka umilkła, nie urzą- dzano uczt, tancerki
zamieniły się na płaczki i zamiast tańcować rwały sobie włosy, co rów- nież
przynosiło im dochód.
Nie pijano wina, nie jadano
mięsa. Najwięksi dostojnicy chodzili w grubych szatach, boso. Nikt nie golił
się (z wyjątkiem kapłanów), najgorliwsi zaś nawet nie myli się, lecz namazy-
wali błotem twarze, a włosy obsypywali popiołem.
Od Morza Śródziemnego do pierwszej
katarakty na Nilu, od Libijskiej Pustyni do półwy- spu Synai, panowała cisza i
smutek. Zgasło słońce Egiptu, odszedł na Zachód i opuścił sługi swoje pan,
który dawał radość i życie.
W wyższych towarzystwach
najmodniejszymi były rozmowy o powszechnym żalu, który udzielał się nawet
naturze.
-
Czy nie zauważyłeś - mówił dostojnik do dostojnika - że dni są krótsze
i ciemniejsze?
-
Nie śmiałem zwierzyć się z tego przed tobą - odparł drugi - ale tak
jest w rzeczy samej. Spostrzegłem nawet, że mniej gwiazd świeci podczas nocy i
że pełnia trwała krócej, a nów dłużej niż zwykle.
- Pasterze mówią, że bydło na
pastwisku nie chce jeść, tylko ryczy...
- A ja słyszałem od myśliwych,
że zapłakane lwy nie rzucają się już na sarny, bo nie jedzą mięsa.
-
Okropny czas!... Przyjdź do mnie dziś wieczorem, a wypijemy po szklance żałobnego płynu, który wymyślił
mój piwniczy.
- Wiem, pewnie masz czarne
piwo sydońskie?...
-
Niech bogowie bronią, ażebyśmy w tym czasie używali trunków
rozweselających! Płyn, który wynalazł mój piwniczy, nie jest
piwem...Porównałbym go raczej do wina nasyconego piżmem i wonnymi ziołami.
-
Bardzo stosowny napój, gdy pan nasz przebywa w dzielnicy zmarłych, nad
którą ciągle unosi się woń piżma i ziół balsamicznych.
Tak przez
siedmdziesiąt dni martwili się dygnitarze.
Pierwsze drgnienie radości
przebiegło Egipt wówczas, gdy z dzielnicy zmarłych dano znać, że ciało władcy
wydobyto z kąpieli sodowej i że balsamiści i kapłani już spełniają nad nim
obrządki.
W tym dniu po raz pierwszy
ostrzyżono włosy, usunięto błoto z twarzy, a kto miał ochotę, umył się. I w
rzeczy samej, już nie było powodu do martwienia się: Horus bowiem znalazł
zwłoki Ozirisa, władca Egiptu dzięki sztuce balsamistów odzyskiwał życie, a
dzięki modłom kapłanów i Księdze Zmarłych stawał się równy bogom.
Od tej chwili nieboszczyk faraon
Mer-amen-Ramzes urzędownie nazywał się Ozirisem; nieurzędownie bowiem nazywano
go tak natychmiast po śmierci.
Wrodzona wesołość ludu
egipskiego zaczęła brać górę nad żałobą, szczególniej wśród wojska,
rzemieślników i chłopów. Radość ta przybierała niekiedy nieprzystojne formy po-
między ludem prostym.
Nie wiadomo bowiem, skąd
zaczęły krążyć pogłoski, że nowy faraon, którego cały lud już kochał
instynktownie, że młody pan chce zająć się poprawieniem doli chłopów,
robotników, a nawet niewolników.
Z tego powodu zdarzało się
(rzecz niesłychana!), że mularze, stolarze i garncarze, zamiast pić spokojnie i
rozmawiać o swoim fachu lub interesach rodzinnych, ośmielali się w szyn-
kowniach nie tylko narzekać na podatki, ale nawet sarkać na władzę kapłanów.
Chłopi zaś,
zamiast czas wolny
od roboty poświęcać modlitwom i pamięci przodków, mówili między sobą: jakby to
było dobrze, gdyby każdy z nich posiadał kilka zagonów gruntu na własność i
mógł odpoczywać co siódmy dzień!
O wojsku, a szczególniej o
cudzoziemskich pułkach, nie ma co wspominać. Ludzie ci wy- obrażali sobie, że
są najznakomitszą klasą w Egipcie, a jeżeli nie są, to wnet będą, po jakiejś
tam szczęśliwej wojnie, która ma wybuchnąć.
Za to nomarchowie, szlachta
siedząca w wiejskich majątkach, a nade wszystko arcykapłani różnych świątyń,
uroczyście obchodzili żałobę po zmarłym panu, bez względu, że można było już
cieszyć się, gdy faraon został Ozirisem.
Ściśle rzeczy biorąc, nowy władca
dotychczas nikomu nie zrobił krzywdy, więc przyczyną smutku dostojników były tylko
pogłoski, te same, które radowały lud prosty. Nomarchowie i szlachta cierpli na
myśl, że ich chłop może próżnować przez pięćdziesiąt dni w roku, a co gorsza -
posiadać na własność ziemię, choćby tylko w rozmiarach wystarczających na zbu-
dowanie grobu. Kapłani bledli i zaciskali zęby patrząc na gospodarstwo Ramzesa
XIII i spo- sób, w jaki ich traktował.
Rzeczywiście w
pałacu królewskim zaszły ogromne zmiany.
Faraon mieszkanie swoje przeniósł
do jednego z gmachów skrzydłowych, w którym pra- wie wszystkie pokoje zajęli
jenerałowie. W suterynach pomieścił żołnierzy greckich, na pię- trze gwardią, w
pokojach znajdujących się wzdłuż muru - Etiopów. Wartę dokoła pałacyku trzymali
Azjaci, a przy komnatach jego świątobliwości kwaterował ten szwadron, którego żołnierze
towarzyszyli panu w czasie pościgu za Tehenną przez pustynię.
Co gorsze - jego świątobliwość,
pomimo tak niedawnego buntu Libijczyków, przywrócił im swoją łaskę, żadnego nie
skazał na karę, owszem - obdarzał ich zaufaniem.
Prawda, że korpus kapłański, który
był w głównym pałacu, został w nim i odprawiał ob- rządki religijne pod
przewodnictwem dostojnego Sema. Ale ponieważ kapłani nie towarzy- szyli
faraonowi przy śniadaniu, obiedzie i kolacji, więc ich żywność stała się bardzo
niewy- kwintną.
Na próżno święci mężowie
przypominali, że muszą karmić przedstawicieli dziewiętnastu dynastii i mnóstwo
bogów. Skarbnik zmiarkowawszy intencje faraona odpowiadał kapłanom, że dla
bogów i przodków wystarczą kwiaty i wonności, a że sami prorocy, jak nakazuje
mo- ralność, powinni jadać jęczmienne placki i popijać wodą lub piwem. Dla
poparcia swoich grubiańskich teorii skarbnik powoływał się na przykład
arcykapłana Sema, który żył jak po- kutnik, a co gorsze, mówił im, że jego
świątobliwość wraz z jenerałami prowadzi żołnierską kuchnię.
Wobec tego kapłani pałacowi w
milczeniu poczęli zastanawiać się: czy nie lepiej zrobią, gdy opuszczą skąpy
dom królewski, a przeniosą się do własnych schronień obok świątyń, gdzie będą
mieli lżejsze obowiązki i głód nie będzie im skręcał wnętrzności?
I może uczyniliby tak natychmiast,
gdyby najdostojniejsi Herhor i Mefres nie rozkazali im wytrwać na miejscu.
Ale i położenie Herhora przy nowym
panu nie mogło nazywać się pomyślnym. Do nie- dawna wszechwładny minister,
który prawie nie opuszczał pokojów królewskich, siedział dziś samotny w swoim
pałacyku i nieraz nie widywał nowego faraona przez całe dekady. Był on jeszcze
ministrem wojny, ale już prawie nie wydawał rozkazów. Wszystkie bowiem inte-
resa wojskowe faraon załatwiał sam. Sam czytał raporty jenerałów, sam
rozstrzygał wątpliwe kwestie, a jego adiutanci brali z ministerium wojny
potrzebne dokumenta.
Jego dostojność Herhor, jeżeli
kiedy był wezwany przez władcę, to chyba po to, ażeby usłyszeć wymówkę.
Niemniej
wszyscy dostojnicy przyznawali, że nowy faraon bardzo pracuje.
Ramzes XIII wstawał przed wschodem
słońca, kąpał się i spalał kadzidło przed posągiem Ozirisa. Natychmiast potem
słuchał raportów: najwyższego sędziego, najwyższego pisarza
stodół i obór w
całym kraju, najwyższego skarbnika, wreszcie - naczelnika swoich pałaców. Ten
ostatni cierpiał najwięcej: nie było bowiem dnia, ażeby pan nie mówił mu, że
utrzymanie dworu za dużo kosztuje i że jest w nim za wiele osób.
Istotnie, mieszkało w pałacu
królewskim kilkaset kobiet zmarłego faraona z odpowiednią ilością dzieci i
służby. Ciągle upominany naczelnik dworu z dnia na dzień wypędzał po kilka-
naście osób, a innym ograniczał wydatki. Skutkiem czego po upływie miesiąca wszystkie
damy dworu z krzykiem i płaczem pobiegły do mieszkania królowej Nikotris
błagając o ratu- nek.
Jakoż czcigodna pani natychmiast
udała się do władcy i upadłszy na twarz prosiła go, aby ulitował się nad
kobietami swego ojca i nie pozwolił im umierać z niedostatku.
Faraon wysłuchał jej ze
zmarszczonym czołem i rozkazał naczelnikowi dworu już nie po- suwać dalej
oszczędności. Zarazem jednak powiedział najczcigodniejszej pani, że po pogrze-
bie ojca kobiety będą usunięte z pałacu i rozesłane po folwarkach.
-
Nasz dwór - mówił - kosztuje około trzydziestu tysięcy talentów
rocznie, czyli o połowę więcej aniżeli całe wojsko. Takiej
sumy nie mogę wydawać bez zrujnowania siebie i państwa.
-
Czyń, jak chcesz - odparła królowa. - Egipt jest twój. Lękam się
jednak, że rozpędzeni ludzie dworscy staną się twymi wrogami.
Na to pan milcząc wziął matkę za
rękę, poprowadził ją do okna i wskazał las włóczni musztrującej się na
dziedzińcu piechoty.
Ten czyn faraona wywołał
nieoczekiwany skutek. Oczy królowej, przed chwilą zalane łzami, błysnęły dumą.
Nagle pochyliła się i pocałowała syna w rękę mówiąc wzruszonym głosem:
-
Zaprawdę, jesteś synem Izydy i Ozirisa i dobrze uczyniłam odstępując
cię bogini... Na- reszcie Egipt ma władcę!...
Od tej pory czcigodna pani
nigdy i w żadnej sprawie nie wstawiała się do syna. A gdy ją proszono o
protekcję, odpowiadała:
-
Jestem sługą jego świątobliwości i radzę wam spełniać rozkazy pana bez
oporu. Wszyst- ko bowiem, co on robi, pochodzi z natchnienia bogów; a któż
oprze się bogom?...
Po śniadaniu faraon zajmował
się sprawami ministerium wojny i skarbowością, a około trzeciej po południu,
otoczony wielką świtą, wyjeżdżał do wojsk obozujących pod Memfisem i
przypatrywał się musztrze.
Rzeczywiście
największe zmiany zaszły w sprawach wojskowych państwa.
W ciągu niespełna dwu miesięcy
jego świątobliwość uformował pięć nowych pułków, a raczej - wskrzesił te, które
zwinięto za poprzedniego panowania. Usunął oficerów oddających się pijaństwu i
kosterstwu tudzież takich, którzy udręczali żołnierzy.
Do biur ministerium wojny,
gdzie pracowali sami kapłani, wprowadził swoich najzdolniej- szych adiutantów,
którzy bardzo prędko opanowali ważne dokumenta dotyczące armii. Kazał zrobić
spis wszystkich mężczyzn w państwie, którzy należeli do stanu wojskowego, lecz
od kilkunastu lat nie spełniali żadnych obowiązków, tylko gospodarowali.
Otworzył dwie nowe szkoły oficerskie dla dzieci od dwunastu lat i odnowił już
zaniedbany zwyczaj, by młodzież wojskowa dopiero po odbyciu trzygodzinnego
marszu w liniach i kolumnach otrzymywała śniadanie.
Wreszcie żadnemu oddziałowi
wojska nie wolno było mieszkać po wsiach, ale w kosza- rach lub obozie. Każdy
pułk miał wyznaczony plac na ćwiczenia, na którym po całych dniach rzucano
kamienie z procy lub strzelano z łuku do tarcz, odległych o sto do dwustu kroków.
Wyszło też polecenie do rodzin
stanu wojskowego, aby mężczyźni ich wprawiali się w rzucanie pocisków, pod
kierunkiem oficerów i dziesiętników armii regularnej. Rozkaz wyko- nano
natychmiast, skutkiem czego Egipt, już we dwa miesiące po śmierci Ramzesa XII,
wy- glądał jak obóz.
Albowiem nawet wiejskie i
miejskie dzieci, które dotychczas bawiły się w pisarzy i kapła- nów, teraz,
naśladując starszych, zaczęły bawić się w wojsko. Więc na każdym placu i w każ-
dym ogrodzie od rana do wieczora świstały kamienie i pociski z łuków, a sądy
zawalone były skargami o uszkodzenia cielesne.
I stało się, że Egipt był
jakby odmieniony i że, pomimo żałoby, panował w nim wielki ruch, a wszystko za
sprawą nowego władcy.
Sam zaś faraon rósł w dumę widząc, jak całe państwo
stosuje się do jego królewskiej woli. Przyszła jednak chwila, że i on się zasępił.
W tym samym dniu, kiedy
balsamiści wydobyli ciało Ramzesa XII z sodowej kąpieli, wielki skarbnik
składając zwykły raport rzekł do faraona:
-
Nie wiem, co począć... Mamy bowiem w skarbie dwa tysiące talentów, a na
pogrzeb zmarłego pana trzeba co najmniej tysiąc...
-
Jak to dwa tysiące?... - zdziwił się władca. - Kiedym obejmował rządy,
mówiłeś, że ma- my dwadzieścia tysięcy...
- Wydaliśmy ośmnaście...
- We dwa miesiące?...
- Mieliśmy ogromne rozchody...
- Prawda - odparł faraon -
ależ co dzień wpływają podatki...
-
Podatki - rzekł skarbnik - nie wiem dlaczego, znowu zmniejszyły się i
nie napływają w takiej ilości, jak rachowałem. Ale i one rozeszły się...Racz, wasza
świątobliwość, pamiętać, że mamy pięć nowych pułków. Więc około ośmiu tysięcy
ludzi porzuciło swoje zajęcia i żyją na koszt
państwa...
Faraon
zamyślił się.
- Musimy - odpowiedział -
zaciągnąć nową pożyczkę. Porozumiej się z Herhorem i Mefre- sem, aby nam dały świątynie.
- Mówiłem o tym... Świątynie
nic nam nie dadzą.
-
Obrazili się prorocy!... - uśmiechnął się faraon. - W takim razie
musimy wezwać pogan...
Przyszlij do mnie Dagona.
Nad wieczorem przyszedł bankier
fenicki. Upadł na ziemię przed panem i ofiarował mu złoty puchar wysadzany
klejnotami.
-
Teraz już mogę umrzeć!... - zawołał Dagon - kiedy mój najłaskawszy
władca zasiadł na tronie...
-
Zanim jednak umrzesz - rzekł do klęczącego faraon - wystaraj mi się o
kilka tysięcy ta- lentów.
Fenicjanin
struchlał czy może tylko udawał wielkie zakłopotanie.
-
Niech wasza świątobliwość każe mi lepiej szukać pereł w Nilu - odparł -
gdyż zginę od razu i pan mój nie posądzi mnie o złe chęci.. . Ale taką sumę
znaleźć dzisiaj!...
Ramzes XIII
zdziwił się.
- Jak to?... - spytał - więc
Fenicjanie nie mają dla mnie pieniędzy?...
-
Krew i życie nasze i dzieci naszych oddamy waszej świątobliwości -
rzekł Dagon. - Ale pieniędzy... Skąd my weźmiemy pieniędzy?...
Dawniej świątynie udzielały
nam pożyczek na piętnaście lub dwadzieścia procentów rocz- nie. Lecz od czasu
gdy wasza świątobliwość, jeszcze jako następca tronu, był w świątyni Ha- tor,
tam, pod Pi-Bast, kapłani zupełnie odmówili nam kredytu...
Oni, gdyby mogli, dziś
wygnaliby nas z Egiptu, a jeszcze chętniej wytępiliby... Ach, co my cierpimy z
ich łaski!... Chłopi robią, jak chcą i kiedy chcą... Na podatek oddają, co im z
nosa spadnie... Gdy którego uderzyć, buntują się, a gdy nieszczęśliwy
Fenicjanin pójdzie o pomoc do sądu, albo przegrywa sprawę, albo musi się
strasznie opłacać...
Godziny nasze na
tej ziemi są policzone!... - mówił z płaczem
Dagon. Faraon sposępniał.
-
Zajmę ja się tymi sprawami - odparł - i sądy będą wymierzały wam sprawiedliwość.
Tymczasem jednak
potrzebuję około pięciu tysięcy talentów...
- Skąd weźmiemy, panie?... -
jęczał Dagon. - Wskaż nam, wasza świątobliwość, kupców, a sprzedamy im
wszystkie nasze ruchomości i nieruchomości, byle spełnić twoje rozkazy...
Lecz gdzie są ci kupcy?...
Chyba kapłani, którzy otaksują nasze majątki za bezcen i - jesz- cze nie
zapłacą gotowizną.
-
Poszlijcie do Tyru, Sydonu... - wtrącił pan. - Przecież każde z tych
miast mogłoby poży- czyć nie pięć, ale sto tysięcy talentów...
-
Tyr i Sydon!... - powtórzył Dagon. - Dziś cała Fenicja gromadzi złoto i
klejnoty, ażeby opłacić się Asyryjczykom... Kręcą się już po naszym kraju
wysłańcy króla Assara i mówią, że byleśmy składali co roku hojny okup, to król
i satrapowie nie tylko nie będą nas ciemiężyli, ale jeszcze nastręczą nam
większe zarobki niż te, jakie mamy dziś z
łaski waszej świątobliwo- ści i Egiptu...
Władca pobladł
i zacisnął zęby. Fenicjanin spostrzegł się i dodał prędko:
Komentarze
Prześlij komentarz